piątek, 20 kwietnia 2012

Prolog "Każda historia ma swój początek"


20 czerwca 2008
-Nareszcie koniec szkoły! – tylko to dziś się liczyło dla Moniki i reszty klasy. Nawet Sylwia się cieszyła, choć zaraz będzie musiała biec do domu zmienić matkę, bo jej roczna córeczka Berenika się rozchorowała. Jednak może jeszcze trochę porozmawiać ze swoją przyjaciółką Moniką. Znają się odkąd urodziły, ten sam szpital, to samo podwórko, te same szkoły. Wszyscy czekali, kiedy dostaną świadectwa i będą mogli pójść, choć będą za sobą tęsknić. Dziewczyny ukończyły szkołę z dobrymi średnimi. Teraz czekały dobre studia: Sylwię fizjoterapia, Monikę medycyna, a Anetę dziennikarstwo. Po kilku minutach mogli już pójść do domów. Syś biegła z Anetą, która powiedziała, że musi odwiedzić swoją chrześnicę. Gdy dobiegły do domu, zobaczyły, że stoi tam samochód ojca Syśki. Weszły do środka, choć obie dobrze wiedziały, że ojciec przyjeżdża tylko wtedy, gdy coś się stanie. I tym razem nie było inaczej. Okazało się, że przyjechał po to, by zaproponować wakacje Sysi, Beniusi oraz jej przyjaciółką. Mogły wybrać, gdzie pojadą, czy do Spały, czy do Białych Traw. Oczywiście, że decyzja została podjęta  od razu, że jadą do Spały. Miały jechać na trzy tygodnie.
Kilka dni później
-Ale tu fajnie – powiedziały Monika, Sylwia i Aneta jednocześnie.
-Mam nadzieję, że spodoba wam się ogród – i już ich nie było
-Super.
-Cudo.
-Łał.
-Mama.
No tak. Przecież Beniuś cały czas była na u mnie na rękach.
-Anuś zostań z małą, a my pomożemy tacie Syś – powiedziała Moni.
-Dobra – odpowiedziała. Oddałam córę na ręce przyjaciółki i pobiegłyśmy do mojego taty. Uśmiechnął się, bo wiedział, że to dla mnie super przeżycie. Tak dawno nie byłam na wakacjach. Wzięłyśmy swoje torby, a tata wziął torby i wózek wnuczki. Zanieśliśmy rzeczy do pokoi. Szkoda, że tata nie mógł zostać na dłużej, ale jutro musiał być w pracy, więc posiedział z nami chwilę, a później wsiadł w samochód i odjechał. Pomachałyśmy mu wszystkie, a potem, gdyż było jeszcze wcześnie, poszłyśmy się przejść z małą na spacer. Słońce dziś świeciło mocno, więc mogłyśmy przyszaleć z czasem spaceru. Wróciłyśmy dopiero po dwóch godzinach.  Mała była wykończona, więc położyłam ją spać i poszłyśmy do pokoju Moni.
-Wiecie co, ja pójdę zobaczyć, gdzie tu jest jakiś sklep, bo lodówka jest pusta i jutro z głodu umrzemy – powiedziałam.
-No racja! To teraz ja zostanę z małą, gdyby się obudziła.
-Dzięki. Anuś idź się ubrać, bo zimno się robi. Ja też po coś pójdę na ręce. Będziemy maks za dwie godziny. Anuś, no chodź!
-To do zora!
-Ej!
-No co?
-Pstro! Wiesz? :P
-Chodź – powiedziała Anuś i wyszłyśmy.
Szłyśmy już dobre pół godziny, kiedy zobaczyłyśmy wielką tablicę z napisem „Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Spale”. Z tego co pamiętałam były tam teraz na zgrupowaniu siatkarki reprezentacji. Pomyślałam, że może je spotkamy. Ale nie myślałam dłużej, bo nadal jeszcze nie znalazłyśmy sklepu. Dopiero kilka minut później zobaczyłyśmy sklep. Weszłyśmy do środka i zrobiłyśmy zakupy na dwa dni, chociaż sprzedawczyni powiedziała, że te zakupy to dla armii robimy. Zaśmiałyśmy się, zapłaciłyśmy i wręcz wybiegłyśmy ze sklepu, bo było już późno. Ale nawet wyrobiłyśmy się w dwie godziny. Moni jak nas zobaczyła, powiedziała, że my to kupiłyśmy dla jakiejś armii. A my, gdy tylko to usłyszałyśmy, zaczęłyśmy się śmiać. Moni nie wiedziała o co chodzi, ale wytłumaczyłam jej, że to samo powiedziała nam sprzedawczyni w sklepie. Wtedy to już wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili usłyszałam płacz małej, więc do niej poszłam. Okazało się, że mała jest głodna, więc zawołałam do dziewczyn, żeby zrobiły je kaszkę. Po pięciu minutach przyszła z butelką Anuś i powiedziała, że w torebce od kaszki świecą pustki. Przypomniałam sobie, że sklep jest jeszcze czynny przez jakieś 40 minut.
-Anuś pójdziesz do sklepu czy zostaniesz z małą?
-Wiesz co, ja bym wolała zostać.
-Dobra, to masz tu butelkę i daj tyle, żeby starczyło dopóki nie wrócę.
-Ok, ok, ale idź już, bo sklep zamkną.
-Kochana jesteś.
-Idź!
-No już idę, idę.
Wzięłam portfel i sweter, i wręcz przebiegłam drogę do sklepu. Byłam cztery minuty przed zamknięciem.
-Niech pani chwile poczeka, ja tylko po kaszkę, bo się skończyła.
-Spokojnie, zaczekam – odpowiedziała – A wiesz nie wyglądasz jakbyś urodziła.
-Wiem, trenuję siatkówkę, ile płacę?
-Razem będzie dwadzieścia złotych, ale dla pani mam zniżkę dla setnego klienta tego dnia, więc 13,70 złotych.
-Proszę reszty nie trzeba – powiedziałam dając banknot 20 złotowy.
-Ależ trzeba! Niech pani kupi córce coś dobrego.
-Dziękuję, dobranoc.
-Dobranoc.
Wyszłam i pobiegłam sobie trochę truchtem, więc w domu byłam po pół godzinie. Anuś mi powiedziała, że Beniuś smacznie sobie śpi. Podziękowałam jej za opiekę. Po chwili przyszła do nas Monika i zaproponowała nam babski wieczór. Także tego wieczoru poszły dwie butelki wina. Przyszłam do siebie do pokoju około drugiej. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, a gdy wróciłam do padłam na łóżko i odleciałam do krainy Morfeusza. Śniło mi się, że jestem tu znowu, tylko tym razem, by reprezentować nasz kraj, co jest nie możliwe, po tym jak urodziła się Benia. Nigdy jednak nie będę żałować, że to zrobiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz